czwartek, 9 stycznia 2020

Karolinka [Wspomnienia]

  
Z serii "Wspomnienia" | 4 lipca 2009
Szczepienia na sześć miesięcy za nami. Kiedy wyszliśmy z gabinetu pediatry, poczekalnia świeciła pustkami. Czy to przypadek, czy też wszyscy mali pacjenci wzięli nogi za pas wystraszeni rykiem trójki niemowlaków? 
Każde było kłute trzy razy, w sumie18 szczepionek, po sześć na dziecko. Zważono mi dzieci, i tak: Filip waży 10 kilogramów, Gabrysia 8 i trochę, a Tola 7 i ćwiartkę. 
Mogę już spokojnie pisać o nerwówce, jaką przeżywaliśmy przez ostatnich kilka tygodni. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale był straszno.  
Zaczęło się od wizyty u terapeuty. Karolinka ma od urodzenia tendencję do zwracania głowy w prawo, co spowodowało, że jej głowa zaczynała być bardziej spłaszczona z prawej strony. Pediatra wysłał nas do terapeutki aby ta zastosowała odpowiednie ćwiczenia i masaż rozluźniający. Terapeutka pomierzyła, popatrzyła i stwierdziła, że przydałby się hełm korekcyjny, w którym Karolina miałaby chodzić 23 na dobę przez 3-4 miesiące. Ach, jak ja się przejęłam, że dziecko w środku lata będzie chodzić w kasku, że będzie jej gorąco, że będzie wyglądać śmiesznie, że to, że tamto. Wysłano nas do lekarza specjalisty od kasków. Lekarz nas co prawda nie zaszczycił swoją obecnością podczas umówionej wizyty, ale pielęgniarka obadała Tolę i uparła się, że trzeba zrobić rentgen żeby zobaczyć czy kości czaszki przypadkiem się już nie zrosły. 
Niewiele się tym przejęliśmy, trzeba rentgena to trzeba, robimy. Kilka dni później zdjęcie rentgenowskie jest ale… podobno kiepskiej jakości. Nic na nim nie wiadać, przynajmniej ten lekarz-widmo podobno nic nie widzi, odsyła nas z Karolinką do specjalisty chirurga czaszki do wojewódzkiego szpitala dziecięcego. Tu już zaczęły się nerwy. Neurochirurg? Cięcie czaszki? Co jest grane? Czy oni rzeczywiście nic nie widzą na tym rentgenie, czy widzą COŚ, o czym nie chcą nam powiedzieć? 
Za tydzień wizyta, chirurg patrzy na Karolinkę, patrzy na zdjęcie i zleca tomograf komputerowy. Podejrzewa, że kości czaszki zrosły się zbyt prędko i potrzebna będzie operacja. Nie wdaje się w szczegóły, odsyła do domu i każe czekać na telefon w sprawie daty tomografu.  Ale jak tu czekać, gdy nad Karolinką krąży widmo otwierania i cięcia czaszki. Zasiadamy do internetu i czytamy rzeczy, których lepiej żebyśmy nie wiedzieli. Jeśli czaszka rzeczywiście się zrosła to kości blokujące dynamiczny w tym okresie życia rozwój mózgu mogą spowodować nieodwracalne uszkodzenia, utratę mowy, wzroku, opóźnienia rozwojowe. Potrzebna jest operacja, ale ta niesie za sobą ryzyko bo operuje się w bezpośredniej okolicy mózgu, rozcina czaszkę od ucha do ucha, operacja trwa średnio 8 godzin, na tydzień dziecko zostaje w szpitalu. Bardzo poważna interwencja.  
To sobie poczytałam i tydzień spać nie mogłam. 
Czekałam na wyznaczony termin, dzwoniłam, sprawdzałam, w końcu oddzwonili, że termin jest. Pojechałam z Karoliną w środę wcześnie rano, ta mi cała godzinną drogę w aucie płakała z głodu, ale karmić nie kazali bo prawdopodobnie będą musieli ją uśpić. Żeby się nie ruszała i żeby zdjęcie dobrze wyszło. Maszyna wielka, Tolunia malutka, płacze, rzuca się, ale usypiać na szczęście nie trzeba. Jestem w stanie utrzymać ją prosto. Pani radiolog ma niewyraźną minę, mówi, że wyniki będą za 3-4 dni. No i czekamy, jedna godzina, druga godzina, trzecia. To jak czekanie na wyrok. I pomyśleć, że dwa tygodnie wcześniej perspektywa noszenia hełmu korekcyjnego wydawała mi się tą gorszą opcją. Teraz dałabym wiele, aby to TYLKO o hełm chodziło. 
Czekalibyśmy nadal, jeszcze nie oddzwonili z wynikami ze szpitala dziecięcego. Ale już wiemy na 99%, że kości się nie zrosły. To nasza super pielęgniarka podczas czwartkowych szczepień "włamała" się do komputera szpitala dziecięcego i podejrzała raport radiologa, mówiący o tym, że wszystko wygląda dobrze i kości się nie zrosły. To neurochirurg podejmie ostateczną decyzję, ale podobno rzadko się zdarza, żeby chirurg i radiolog różnie interpretowali wyniki badań. Jena tak naprawdę nie włamała się do komputera, dawno temu szpital udostępnił dane lekarzom w województwie, niewielu nadal z niego korzysta, bo szpital co chwila zmienia hasła dostępu, ale nasza Jena trzyma rękę na pulsie i dzięki niej możemy znowu oddychać. 
W przyszłym tygodniu będę mogła skupić się na wybieraniu wzorku na hełm Karolinki i będzie to dla mnie niezła lekcja pokory.
Rzeczywiście – zawsze może być gorzej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...