wtorek, 21 kwietnia 2020

Dziennik w czasach zarazy – Pierwszy miesiąc


Dzień pierwszy

Jedyną osobą w rodzinie, która cieszy się z zamknięcia szkół jest mój starszy brat, Kuba. Przez najbliższy miesiąc planuje ciurkiem oglądać telewizję i przejść na ścisłą dietę. Jednak już pierwszego dnia po śniadaniu przyłapałem go na opychaniu się szarlotką z lodami przy wyłączonym telewizorze. Wpadka już przy pierwszym kroku! No proszę, jaki niesłowny.

Dzień szósty  

Dzisiaj zacząłem zwracać się do mamy per ‘pani Anetko’. Tak bardzo brakuje mi już szkolnej stołówki i widoku ulubionej pani w okienku kuchni. Mama jakoś nie przyjęła tego ze zrozumieniem. 

Choć uczciwie muszę przyznać, że domowa obsługa gotuje lepiej od pani Anetki. Może wystarczyłoby tylko zmienić imię i odrobinę przefarbować jej włosy? Mama-Anetka! 

Dzień dziewiąty

Pojawił się nowy problem z psem. Pies nie mieści się na kanapie. Wróć – nikt nie mieści się na kanapie oprócz psa. A Kanapowców oglądać chcemy wszyscy.

Jak rozwiązać ten problem? Zaznaczam, że zrzucenie psa na podłogę nie wchodzi w grę. Jeszcze mi życie miłe – pies w tym domu ma status świętej krowy. Niech no bym tylko spróbował zamienić się z nim miejscami. Zresztą, co mi tam! Bez łaski! Do siedzenia na podłodze można się przecież przyzwyczaić. Po dwóch godzinach nie czułem już dyskomfortu. Nic nie czułem w tym miejscu, prawdę mówiąc.

Dzień czternasty  

W końcu doszliśmy z bratem do porozumienia w sprawie krycia bazy. Jeden z nas zajmuje tatę problemami ze smartfonem, gdy w tym czasie drugi ma wolną godzinkę na ClashRoyal’a. Zamiana ról nie może odbyć się zbyt szybko, staruszek gotów rozgryźć nasz plan przedwcześnie. Kto wie ile posiedzimy jeszcze w domu?

Dzień piętnasty  

W sumie, ten koronawirus to taki straszny gość, ale jak mu się przyjrzeć z bliska, okazuje się, że same korzyści z niego. Śpię dłużej, jem więcej (choć bez pani Anetki), zadają mniej, śpię dłużej, jem więcej (nadal bez pani Anetki), zadają mniej, śpię dłużej, jem…. W sumie, to jednak wstałbym wcześniej, niech w końcu otworzą tę szkołę!

Dzień dwudziesty drugi

Z nowości to tyle, że pies zajęty zajmowaniem miejsca na kanapie całkowicie odpuścił już kotom. Harcują po domu dniami i nocami, myślę, że mają dosyć lokatorów wieeeeecznie mieszkająąąąących. Sio mi z domu! – zdają się miauczeć nasze kotki. Nie wiedzą naiwne, że to wielo-osobowe-w-domu-przebywanie potrwa niestety trochę dłużej.

Ale co tam, nie czas żałować kotów, kiedy płoną lasy.

Dzień dwudziesty szósty 

Lasy na pewno gdzieś płoną, jednak nie u nas. Nasze lasy - jak tak dalej pójdzie - wszystkie wycięte zostaną na deski potrzebne do wyrobu stołów w naszym domu. Od początku kwarantannny nie udało mi się dokopać do powierzchni żadnego z blatów, tyle zeszyto-książko-kserówek wala się po domu przy takiej ilości dzieci. Nie przypominam sobie, aby biurko w moim pokoju było koloru zabazgranej na fioletowo kartki w kratkę przysypanej nadgryzionymi Crunchips’ami. Ale może mam słabą pamięć?

Dzień trzydziesty

Rodzic to jednak zawsze wie jak pocieszyć nastolatka, prawda?

- Ciesz się, że akurat teraz wyszły ci te okropne pryszcze na czole! I tak przecież siedzisz w domu!

Oczywiście! A kamerkę w komputerze na lekcji zdalnej zaklejam Dermosanem i udaję, że śnieg tak wali u mnie w pokoju. Nikt mnie nie widzi, rzeczywiście!

Czy taki rodzic nie wie, po co jest zooooooom w kamerze internetowej na komputerach koleżanek z klasy?

Jedyne, co mnie jeszcze jako-tako ratuje to brak fryzjera.

Włosy zarosły mi twarz dość urodzajnie, nieczesaną grzywką udaje się zamaskować to i owo. Niestety nieczesana grzywka nie jest ulubieńcem mamy (nie-Anetki). A ja się pytam: po co w ogóle się czesać?



Dziennik w czasach zarazy to zadanie dodatkowe w klasie piątej trojaczków w ramach koła dziennikarskiego.

niedziela, 19 stycznia 2020

Pudła, projekty, przeloty, przeprowadzki i po pachy pakowania [Wspomnienia]


Z serii "Wspomnienia" | 1 marca 2010 
 
Znowu mnie zaskoczył.

Na hasło przeprowadzamy się, przytargał na piętro trzy kartony, wybebeszył zawartość szafy i spakował swój pokój w godzinę. Potem przeniósł się na dół, powrzucał byle jak, byle gdzie wszystkie książki, zabawki, zakleił, usiadł na pudłach i czeka.


Także jakby co, nasz czteroletni Kuba-podóżnik
już gotów do drogi. Tak mniej więcej od dwóch tygodni.  

Łaskawie wydostaje po jednej zabawce i pozwala rodzeństwu i sobie na skromną zabawę. Książki też wydziela, mają być spakowane i już.

Operacja pakowanie trwa. Przy pudle numer 100, myślę, złapię oddech.

Prócz hurto-pudłowania, mamy też trochę zajęć z szukaniem nowego lokum, planowaniem podróży dla psa i załatwianiem trzech tysięcy świstków, jakich Unia wymaga przed wpuszczeniem do siebie zapchlonego wilczura ze zgniłego zachodu. Mąż leci z psem [pies z mężem?]. Dzień po przeprowadzce. Szczęśliwie od męża nie żąda się badań pod kątem wścieklizny tudzież innych schorzeń.

A na miejscu w Krakowie trwają prace nad planami wykończenia nowego domu. Projektuje zdolna pani Ewa, architekt wnętrz, my tylko podsyłamy pomysły. I tu znów wykazał się Młody. Kilka dni temu po odczytaniu jednej bajki na dobranoc (tylko jedną udało mi się wycyganić od Niego z zapakowanego pudła), opowiadałam Mu o nowym domu, o tym jak pani Ewa planuje jak będzie wyglądała kuchnia, łazienki.

Kiedy doszliśmy w planach do Jego pokoju, okazało się, że tam pani architekt nie będzie miała wiele do zrobienia. Albowiem plan już jest. A nawet cały projekt!

Mały rozrysował mi na kartce jakie i gdzie mają być półki [czerwone], szafki [czerwone], dywan [czerwony], łóżko [czerwone]. A ściany to Kubuś chciałby mieć koloru czerwonego. A na pytanie czy może coś na tych ścianach, jakiś wzorek czy coś, usłyszałam, że owszem, ściany Jego pokoju będą wyklejone… muchami. Nie wiem tylko czy czerwonymi.

I zapomniałam jeszcze uzgodnić, o jakie muchy tu chodzi. Bo jeśli o takie w stanie nieuporządkowanym, żeby nie powiedzieć – rochlastanym, to wzorek da się zrobić dość łatwo ;)



sobota, 11 stycznia 2020

Praca czy dom? [Wspomnienia]

Z serii "Wspomnienia" | 6 maja 2010
Zeszły wtorek, czternasta z minutami, piaskownica, plac zabaw. Słońce, spokój, cisza. Zestaw łopatek, kilka wiaderek, dwie ciężarówki do ładowania piasku. Aparat, dzieci i ja. 

Pół roku temu o czternastej we wtorki ciagnęłam za sobą nogami na cotygodniowe zebrania wydziałowe. Dwugodzinne. Nudne. Jasne – czegoś nowego zawsze się na nich dowiedziałam, nie przeczę. Lecz o wiele lepiej czuję się teraz, ucząc się nowych rzeczy o życiu i dzieciach we wtorki o czternastej. Jest mi po prostu: dobrze. 
 
http://grolewski.com/blog/small/kuba-lisc1.jpg

Czy żałuję, że nie rzuciłam pracy wcześniej? Ani troszeczkę. Po pierwsze, osiągnęłam tam dużo, po drugie mam dzięki pracy odniesienie i jestem w tej komfortowej sytuacji, że wiem z doświadczenia jak to jest pracować zawodowo z małym dzieckiem na dwóch etatach plus dom. A potem z czwórką małych dzieci już tylko na jednym, od ósmej do siedemnastej. Plus dom, naturalnie.  
 

 
Teraz wiem także, jak to jest nie pracować zawodowo i być w domu z dziećmi. I wierzcie mi, dziewczyny, to są wakacje! Pracy i stresu jest dużo, ale jest tego, jak by nie patrzeć, o jeden etat mniej… Ten zawodowy. 
Nie bijcie, nie krzyczcie, że gadam głupoty! Wiem, że to temat-rzeka i ile matek, tyle punktów widzenia na temat siedzenia w domu. I że nie dla każdej mamy bycie w domu jest dobrym rozwiązaniem. Mam wątpliwości, czy dla mnie trzy albo cztery lata temu byłoby ono dobrym. Z wielu powodów, między innymi z takiego, że się… bałam. Same szerzymy mit matek-frustratek o tym, jakie to poświęcenie i ciężka praca siedzieć w domu z dziećmi/ckiem. Bo rutyna, niedocenienie, nuda, nerwy, wieczne zmęczenie… Taaaa, a w pracy zawodowej nuda, rutyna, zmęczenie, stres i niedocenienie to przecież niespotykane rzeczy. Jasne ;)
Odważę się na własny użytek postawić tezę, że aby docenić siedzenie w domu, trzeba przez długi czas w nim nie siedzieć. Choć to oczywiście tylko moje subiektywne zdanie.

http://grolewski.com/blog/small/w_piaskownicy_kwiecien2010-4.jpg

I niezmiernie się cieszę, że zdążyłam z tą decyzją. Że nie przegapiłam tych kapelusików na prawie półtorarocznych główkach i najróżniejszych "skarbów" wynajdywanych wszędzie przez czterolatka. A także, że nie przegapiłam siebie samej. Innej, wyciszonej, spełnionej w roli Po Prostu- i Aż-Mamy.   
Polecam tym, które boją się odważyć!
http://grolewski.com/blog/small/kuba%20june%2007.jpg

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...