Pierwsze koty za płoty. Ostatni tydzień wakacji spędzony
w okolicach Augustowa na pograniczu Podlasia i Mazur zaliczamy do wyjątkowo udanych. Mimo przelotnych opadów deszczu udało się nam dwa razy wypłynąć na żaglach, zwiedzić
kilka parków narodowych (o tym będzie osobno, bo warto do nich zajrzeć), przejechać Mazury wzdłuż i
wszerz, pomachać wiosłami w kajakach oraz odpocząć przy ognisku w towarzystwie... dziesięciu kotów z sąsiedztwa [w tym sześciu kociąt słodziaków - dzieci przeszczęśliwe].
A co najważniejsze, dzieciaki zapytane po powrocie do domu, czy mają jeszcze ochotę na żeglowanie, odpowiadają zgodnie: taaak! Czyli udało się ich nie zrazić do żagli i nie zanudzić pływaniem. A łatwo nie było.
W pierwszym dniu rodzinnego żeglowania, przy wyjściu z portu na żaglach (opcji wyczarterowania jachtu z silnikiem na Jeziorze Rajgrodzkim nie było) w wąskim przesmyku na szerokość dwóch i pół łódek, na odcinku osłoniętym drzewami i budynkami, zakręciło mi łódką tak, że wylądowałam najpierw na mieliźnie, potem się okręciłam i żaglówka stanęła na dobre w szuwarach. Niezły bigos na sam początek!
Wyciągał nas bosman pontonem na silniku i odholował z sitowia na jezioro. Pohalsowaliśmy już potem sprawnie ale niesmak pozostał. Cały czas myślałam tylko o tym, jak ja wejdę to tego ciasnego portu, skoro tak tam kręci. Trzy godziny minęły szybko, jedzenie się skończyło, zabawek w pierwszym dniu jeszcze żadnych nie zabrałam, postanowiliśmy wracać. Wysłałam męża pod pokład po pagaja i stwierdzam uroczyście oraz skromnie, że tylko dzięki asyście owych (pagaja i męża) daliśmy radę wpłynąć bez przeszkód do portu i zacumować przy kei już za drugim podejściem.
Dwa dni później wróciłam jednak (upewniwszy się u bosmana, że po wtorkowych przygodach jacht nadal chętnie nam wyczarteruje), by poćwiczyć znowu wychodzenie na żaglach. Tego dnia poszło mi znakomicie. Wypłynęłam na sześciu zwrotach, wpłynęłam na czterech, a pomiędzy tym były cztery godziny na jeziorze ze słabym wiaterkiem, idealnym do pstrykania zdjęć (hi hi), masą jedzenia dla załogi (woda wyciąga!) i zabawkami dla zabicia czasu, gdy wałówka się skończyła.
Udało się wrócić na czas, tuż przed głupawką, jaka ogarnęła młodzież najmłodszą przed wejściem do portu, także tym razem miałam ochotę użyć pagaja w zupełnie innym celu niż przewidziano, ale przecież dzieci bić wiosłami nie wolno ;)
Zachciało się nam po tych wakacjach żeglować więcej. Było lepiej, niż się spodziewaliśmy. Dzieci siedziały, kiedy miały siedzieć, słuchały, chichotały przy przechyłach, ciągnęły "sznurki" - nie zawsze te, co trzeba, jak widać na pierwszym zdjęciu - i ogólnie okazało się, że z czwórką dzieci w kokpicie nie jest źle, da się żeglować i nawet zdjęcia cykać. Kuba sprawdził się w trzymaniu steru na kursie, dobrze czuł wiatr i luzował grota, gdy było trzeba, jest materiał na żeglarza jak nic.
Może i na wrześniowych wakacjach w Chorwacji wypożyczymy coś i uda się pożeglować? A do Rajgrodzkiego domku* jeszcze wrócimy, sprawdzić jak się kocięta chowają.
* Uwaga, to nie jest reklama. Tam naprawdę jest fajnie ;)
ponawiam prośbę o adopcję ;-) cudowne dzieciństwo mają Wasze dzieci :-)
OdpowiedzUsuńMoja Droga, prośba rozpatrzona pozytywnie! Zapraszamy :) A z tym cudownym dzieciństwem, to wiesz jak to wygląda - nam się wydaje, że dajemy wszystko a potem usłyszymy, że była tragedia.... U starszego prawie 9 latka już są przebłyski, że rodzice to przecież źli są i obciach w ogóle.
UsuńCzy moge napisac do Pani maila? Jestem zachwycona Pani blogiem, chcialabym tylko o cos zapytac. Prosze o namiary
UsuńDziękuję i pozdrawiam
Andrzelina Dąbek
Oczywiście, mój adres to popiatej@gmail.com
UsuńSerdecznie pozdrawiam.
Wow czadowo! Ja bym pewnie umarĺa ze strachu hehe
OdpowiedzUsuńGH
jesteście naprawdę odważni. Sama mam dziecko i nie wiem czy bym tak zaryzykowała. Byłam rok temu w hotelu w Mrągowie i tam była para z dziećmi, która dość często korzystała ze SPA i bardzo się z nimi zaprzyjaźniłam. Pewnego razu nie przyszli na basen, bo postanowili iść na żagle. Wówczas rozpętała się burza - nawet nie wiecie, jak się o nich martwiłam. Na szczęście wrócili cali i zdrowi.
OdpowiedzUsuńŚwietna fotorelacja i ogromna frajda dla dzieci zapewne. Fajnie że dzielisz się swoimi doświadczeniami.
OdpowiedzUsuńZa rok planuje również zabrać swoje dzieci na taką wycieczkę :)
OdpowiedzUsuń