poniedziałek, 4 stycznia 2016

Magura Stuposiańska | Bieszczady


Świąteczny gwar w domu. Urodzinowe zamieszanie w domu. Większość grudnia minęła nam jak zwykle na wysokich obrotach. Kolejka do pianina od rana, dzieci zapamiętale ćwiczą kolędy na nadchodzące koncerty w szkole muzycznej, olbrzymia choinka czeka za drzwiami na przybranie, tylko po co ubierać ze szczeniakiem-tornadem w domu? Wczesna Wigilia z Mamą i Dieterem, z którymi nie będziemy się widzieć 24-go, pierwsze prezenty rozdane, pies posmakował grzybowej prosto z talerza, jest wesoło. Dziewiętnastego urodziny - już siódme - Filipa, Karolinki i Gabrysi. Torty, prezenty, szaleństwo. I wreszcie święta. Uczesane ładnie włosy, odświętne ubrania, rodzina, kolędy, plus piętnaście na dworze, długa przerwa w szkole, wolniejsze tempo i pierwsza Wigilia od lat, podczas której czułam się wypoczęta, wyrobiona na czas, a z lodówki nie wylewało się od nadmiaru talentów gospodyni :)  

Wolny czas z dziećmi w domu gwarantował czas na spacery, wypady do teatru, do kina. Kiedy temperatura spadła do piętnastu na minusie były też takie dni, które dzieciaki przechodziły od rana do wieczora w pidżamach (uwielbiają!) a ja nadrabiałam zaległości. Zebrało mi się też na wspomnienia lata i bieszczadzkich wędrówek.

Przy trzeciej wizycie w Bieszczadach i po obejściu już bardziej znanych bieszczadzkich szlaków, nadszedł czas na decyzję co dalej? Czy wracamy i chodzimy kolejny raz na Caryńską lub Bukowe Berdo, czy odkrywamy nowe. Nowe wygrało. Poszliśmy na Magaurę Stuposiańską i rzeczywiście to całkiem inne Bieszczady. W ciągu kilku godzin wędrówki spotkaliśmy pięcioro turystów na szlaku. Szlak zresztą łatwo pogubić w gąszczu lasu, więc może dlatego nikogo nie było :) Na szczycie odrobina rozczarowania bo szczyt jest w środku lasu i nic stamtąd nie widać. Widoków po drodze jest trochę w przecinkach lasu. Najciekawszą atrakcją było oczywiście studenckie schronisko Koliba, w którym zatrzymaliśmy się po drodze. Wysiłek dosyć spory w krótkiej środkowej części szlaku, stromo ale do przejścia przez dzieci. Wychodziliśmy z parkingu w Bereżkach a wróciliśmy do Pszczelin, skąd z braku PKSu Bartek powędrował jeszcze asfaltem po auto do Bereżek i wrócił po nas po chwili. 




 

























6 komentarzy:

  1. Ale masz super ekipę w góry :)) mam nadzieję, że też tak będziemy kiedyś mogli większe trasy robić, na razie z maluchami jednak musimy się dostosować i brać łatwiejsze... A tak marzy mi się powrót w Bieszczady, ech :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciepłe wspomnienie lata w środku zimy! Ale ja i tak czekam na jakąś, choćby krótką, fotorelację z Bożego Narodzenia. Plissss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, fotorelacji na pewno nie będzie, bo... nie mam ani jednego zdjęcia z tegorocznego Bożego Narodzenia. Aparat zaspał w szufladzie :(

      Usuń
    2. Ojejka :( to bardzo zaluje ,ze ze swiat nie bedzie fotek ..,ale wiesz...ja tez bardzo malo robilam fotek ,bo rodzina miala aparaty .a teraz prosze sie i tylko w kompie przysylaja,a to nie to samo co na papierze:( Nieustajaco podziwiam ,ze potraficie w dzieciach rozbudzic chec wedrowania z plecaczkami w gorach...teraz dzieci sa rozkapryszone ,kwekajace i o byle co obrazaja sie ...jak widze jak takiego 3 ,4 rolatka woza we wozku ,bo nie chce chodzic ,to juz od malego ma wypaczony charakter...Faja ta Twoja gromadka ...turysci ,ze hej !!!

      Usuń
    3. Też się ogromnie cieszę, że nasi są tacy otwarci na każdy pomysł, każde wyzwanie. Miewają gorsze dni kiedy np. przesadzimy z rowerami i potem nie mają już siły ale mądrze planując ilość wypraw i ilość odpoczynku (także nad tabletem, nie jestem przeciwnikiem) da się z dzieckiem żyć :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...