niedziela, 24 czerwca 2012

Czekamy



Wielkie dzięki Babciu za to, że jesteś z nami! Jak stała - tak przyjechała z drugiego końca Polski, rozłożyła karimatę przy szpitalnym łóżku Karolinki i trwa. Zmieniamy się co dzień, by za szybko się nie wypalić. Bez Niej nie dalibyśmy rady pogodzić rytmu szpitalnego z budową, pracą i trójką zdrowych dzieci.

Ucho Karolinki ma się lepiej, być może w tym tygodniu wyjdziemy do domu :)

środa, 20 czerwca 2012

Prokocim


To nie koniec przygody z baterią... 

Leżymy z Karolinką w szpitalu w Prokocimiu, pojawiła się martwica w uchu, za dobrze to nie wygląda i oby nie było gorzej :( 

Myślcie o nas, co?

wtorek, 19 czerwca 2012

Im dalej w las

Tym intensywniej obmyślam jakiego wybiegu użyć, by namówić Kubę na zmianę planów. Żeby pozostał na dotychczasowym poziomie, za to my - na górę.

Szanse na powodzenie swojej akcji realnie określam jednak na mniej niż zero.... Młody nie w ciemię bity. Własny pokój, własne piętro, własna łazienka, zero dzieciaków i święty spokój. Należy Mu się. Prezent od Dziadka dla - niedługo - pierwszoklasisty :)

Na dawnym strychu robi się coraz ładniej. Jest już klatka schodowa, wykańcza się łazienka, zabudowa i biuro taty wyczarowane z korytarza. A ja znów widzę Wawel, cały Kraków i góry! Już mi nikt chałupą widoku nie przysłoni. Chyba ;)



A jeszcze niedawno było tak:


piątek, 8 czerwca 2012

O tym, jak się córka doładować chciała.

 



Patrzę na zdjęcia znad morza i zastanawiam się kiedy i gdzie Karolina wpadła na pomysł doładowania.

Na wakacjach wszyscy byli zdrowi jak rydze. Po powrocie zaczęły się problemy z nosami i gardłami, na szczęście rozeszło się po kościach. Choć nie do końca i nie u wszystkich - Karolina przodowała w nocnych narzekaniach na bolące "uszo", nie przespałyśmy kilka nocy a mimo to lekarka nie stwierdziła zapalenia. Kontynuowałam podawanie ibuprofenu i paracetamolu na przemian i jakby się poprawiło.

Na krótko. We wtorek od rana uszo znowu bolało, pojawił się też nieładny zapach. Pojechaliśmy do pediatry całą ferajną. Kubuś - jak zwykle - zajął się dwójką w poczekalnia (ciastka, lizaki i gumy) a ja z Karoliną w gabinecie usłyszałyśmy pośród spazmów małej, że nic nie widać bo woskowiny sporo, trzeba do laryngologa. Wysłano nas na drugi koniec Krakowa, na wszelki wypadek pani doktor podniosła jednak słuchawkę i wykręciła wewnętrzny do koleżanki w LIM-ie na Lublańskiej z nadzieją, że ta nie wyszła jeszcze do domu. Nie wyszła.

Poleciałam z Karoliną pod pachą do gabinetu za zakrętem, zostawiwszy Kubę z resztą za sobą w poczekalni (czy ja już wspominałam, że sześcioletni Kuba jest WSPANIAŁY!?). Pani laryngolog zaopatrzona w sprzęt zaczęla dłubać i grzebać w uchu Karoliny, Karolina w ryk, pęseta pracuje, pani doktor pomrukuje, ja siłuję się z Karoliną, by sztywno trzymała głowę, minuty mijają, metal skrobie o metal, zaraz, zaraz....jaki metal?

Baterię wyciągniętą z ucha Karoliny dostałam na pamiątkę....

Taką zegarkową, okrągłą. Nie wiem kiedy, jak i gdzie. Nie dowiem się pewnie nigdy, bo Karolina wersje podaje sprzeczne. Raz że to było na plaży i było zimno, raz, że Gabryśka to źlobiła, a znowu że to mama...  Rana odleżeniowa w uchu jest spora i zakażona, jeździmy na czyszczenia, zakraplamy antybiotykiem i trzymamy kciuki, żeby nie było z tego przykrych konsekwencji.

Ot, dzieci.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...