środa, 6 stycznia 2016

No i nie przeszła bokiem ta zima...


W wyniku szeroko zakrojonej (acz spóźnionej) interwencji zimy, wygoniłam z domu dzieci oraz psa. Sama pognałam za nimi z aparatem bo pojedynczne ale niezaprzeczalne płateczki śniegu zrobiły nam na osiedlu bajkowy krajobraz. A przyjemności dla duszy i pozytywnych doświadczeń nigdy dosyć, prawda?

Dwa tygodnie przerwy świątecznej minęły nam rewelacyjnie. Dzieci odpoczęły, znalazły czas na wspólną zabawę, na nudę i wynikające z niej kreatywne pomysły. Nacieszyliśmy się sobą, naładowaliśmy baterie i od jutra znowu... szkoła. Kuba już zaczął się denerwować, tiki głowy i nerwowe pochrząkiwania powróciły, martwi się na zapas średnią i egzaminem w szkole muzycznej. Trojaczki na luzie, mają wszystko w małym paluszku, zresztą umówmy się - z perspektywy czwartej klasy nauka w klasie pierwszej to jakiś śmiech na sali, nie nauka. Czy tak samo powiem o czwartej, gdy oni tam dotrą a Kuba posmakuje nauki w pierwszej gimnazjum? A może trojaki po prostu jakieś zdolniejsze są i wszystko przychodzi im tak łatwo? A może to ja odpuściłam z ciśnieniem na "Naj..."?


























A na koniec dla porównania wspomnienia sprzed pięciu lat: nasza pierwsza zima w Polsce w roku 2010. Piękna, śnieżna. Sanki nadal te same, dzieci nadal te same, tylko Batona nie ma już z nami. A nowy pies tak pięknie Go przypomina...










poniedziałek, 4 stycznia 2016

Magura Stuposiańska | Bieszczady


Świąteczny gwar w domu. Urodzinowe zamieszanie w domu. Większość grudnia minęła nam jak zwykle na wysokich obrotach. Kolejka do pianina od rana, dzieci zapamiętale ćwiczą kolędy na nadchodzące koncerty w szkole muzycznej, olbrzymia choinka czeka za drzwiami na przybranie, tylko po co ubierać ze szczeniakiem-tornadem w domu? Wczesna Wigilia z Mamą i Dieterem, z którymi nie będziemy się widzieć 24-go, pierwsze prezenty rozdane, pies posmakował grzybowej prosto z talerza, jest wesoło. Dziewiętnastego urodziny - już siódme - Filipa, Karolinki i Gabrysi. Torty, prezenty, szaleństwo. I wreszcie święta. Uczesane ładnie włosy, odświętne ubrania, rodzina, kolędy, plus piętnaście na dworze, długa przerwa w szkole, wolniejsze tempo i pierwsza Wigilia od lat, podczas której czułam się wypoczęta, wyrobiona na czas, a z lodówki nie wylewało się od nadmiaru talentów gospodyni :)  

Wolny czas z dziećmi w domu gwarantował czas na spacery, wypady do teatru, do kina. Kiedy temperatura spadła do piętnastu na minusie były też takie dni, które dzieciaki przechodziły od rana do wieczora w pidżamach (uwielbiają!) a ja nadrabiałam zaległości. Zebrało mi się też na wspomnienia lata i bieszczadzkich wędrówek.

Przy trzeciej wizycie w Bieszczadach i po obejściu już bardziej znanych bieszczadzkich szlaków, nadszedł czas na decyzję co dalej? Czy wracamy i chodzimy kolejny raz na Caryńską lub Bukowe Berdo, czy odkrywamy nowe. Nowe wygrało. Poszliśmy na Magaurę Stuposiańską i rzeczywiście to całkiem inne Bieszczady. W ciągu kilku godzin wędrówki spotkaliśmy pięcioro turystów na szlaku. Szlak zresztą łatwo pogubić w gąszczu lasu, więc może dlatego nikogo nie było :) Na szczycie odrobina rozczarowania bo szczyt jest w środku lasu i nic stamtąd nie widać. Widoków po drodze jest trochę w przecinkach lasu. Najciekawszą atrakcją było oczywiście studenckie schronisko Koliba, w którym zatrzymaliśmy się po drodze. Wysiłek dosyć spory w krótkiej środkowej części szlaku, stromo ale do przejścia przez dzieci. Wychodziliśmy z parkingu w Bereżkach a wróciliśmy do Pszczelin, skąd z braku PKSu Bartek powędrował jeszcze asfaltem po auto do Bereżek i wrócił po nas po chwili. 




 

























Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...