środa, 30 lipca 2014

Słowiński Park Narodowy


Kiedy zeszłego lata pisałam o pięknych, (bo) pustych bałtyckich plażach, jakie odkrywamy podczas wakacji w okolicach Kołobrzegu, na Facebook'owy profil Klęski nadeszła wiadomość od Małgosi, opowiadająca o pustych plażach i pięknych ścieżkach rowerowych na terenie Słowińskiego Parku Narodowego. Małgosia polecała te okolice całym sercem i coś w duszy podpowiadało mi, że warto będzie się tam wybrać.

W drugim tygodniu tegorocznego pobytu w Kołobrzegu, kiedy dopadła nas rutyna i zdołowały tłumy plażowiczów dokoła, postanowiłam, że nadszedł czas odkryć nowe miejsca nad polskim morzem. Włączyłam komputer, wpisałam nazwę miejscowości poleconą przez Małgosię i zaczęłam dzwonić. 

Udało się dopiero przy siódmej próbie. Miejsc noclegowych nie ma tam sporo, tym bardziej ciężko było znaleźć coś na ostatnią chwilę dla większej rodziny.

I tak na czwarty tydzień nadmorskich wakacji jechałam z dziećmi na wschód bezpośrednio z Kołobrzegu. Podekscytowana nowym ale też z obawami, czy nowe miejsce spełni nasze oczekiwania. A potem już nie mogłam sobie wyobrazić kolejnych wakacji bez tego miejsca. Ani jednej budy z muszelkami, z papieżem i termometrem w kształcie stateczku. Ani jednej lodziarni. Ani jednej wypożyczalni gokartów i zero cukrowej waty w promieniu 20 km. Jeden sklep, jednej bar, kilkanaście domostw. Kilometry ścieżek rowerowych ciągnących się przez sędziwe lasy i bory [czasem przez piaski też, dla całkiem niewprawionych rowerzystów bywa ciężko]. Wydmy, latarnia morska, jeziora. Puste lub prawie puste plaże, zwyczajni ludzie, z którymi dzieliliśmy wieczorami blask ogniska, pół ziemniaka albo zapiekaną na kiju kiełbaskę. Dzieci wsiąknęły na dobre. Spać kładliśmy się o północy, o dziesiątej rano brudne stopy nadal wystawały z pościeli, odpoczęłam tak, jak tylko mogłam. Potworne zmęczenie fizyczne po pokonaniu kilometrów leśnych ścieżek rowerami nagradzane było wielogodzinnym lenistwem plażowym, urozmaiconym budowaniem zapór chroniących nas choć trochę przed wiejącym ciągle wiatrem i zawirowaniami piasku.

Trzeba taki typ wypoczynku lubić, by pokochać Słowiński Park Narodowy. To nie jest miejsce dla każdego. Trudno dostać się na plażę, trudno na niej wysiedzieć (jak tam wieje!), nie za bardzo jest gdzie się wyżywić, warunki w większości gospodarstw też raczej skromne. Ja tak właśnie lubię. To takie moje nowe, nadmorskie Bieszczady... Dziękuję Ci, Małgosiu, za polecenie i do zobaczenia gdzieś na ścieżkach w przyszłym roku. W poszerzonym gronie :) 


















































Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...