wtorek, 28 stycznia 2014

Brzydkie Kaczątko

W pierwszej klasie wystawiana była Królowa Śniegu i Calineczka, teraz klasa Kuby wystawiła Brzydkie Kaczątko. Co przedstawienie to lepiej, dzieciaki niesamowicie są zgrane ze sobą i tworzą niezły zespół. Nie tylko aktorski :) Spadła nam ta szkoła [i pierwsza, pionierska sześcioosobowa klasa] chyba z nieba...


 


 










 











niedziela, 19 stycznia 2014

Wrażenia z turnusu świątecznego


Styczeń prawie dogasa a u Klęski cisza. Obiecałam przed wyjazdem podzielić się refleksjami z wyjazdu świątecznego, minął miesiąc a refleksje nadal niespisane.

Trudno mi ująć swoje odczucia w zgrabną notatkę. Łatwiej opowiedzieć koleżance przy kawie, że fajny taki turnus, że dobrze nam tam było, ale... Ale wiem teraz, że nieprędko wybiorę się gdziekolwiek ponownie 'odpocząć' na Święta. To nie ten czas. To nie ten wiek i to nie ta rodzina. To nie ta ja!

Dopóki mi się chce, dopóki jestem sprawna i potrafię, dopóki mam dla kogo i z kim wyprawiać Wigilię, nic nie będzie tak dobre i tak prawdziwe, jak to, co sami sobie stworzymy.

Zrozumiałam to tam, otoczona wszystkim czego dusza zapragnie (kulinarnie, fizycznie i duchowo), bez obowiązków, bez stosu brudnych garów do pomycia, bez uszek do lepienia, bez klapniętych makowców, zbyt twardych pierogów i kulinarnych gustów do pogodzenia, nienarobiona a jednak autentycznie nieszczęśliwa z tego powodu.


Długo nie mogłam nazwać tego wewnętrznego uczucia smutku i współczucia dla nas wszystkich, zgromadzonych przy wspólnym stole w pensjonacie. Smutku jaki towarzyszył mi podczas tygodnia spędzonego z obcymi, jakże miłymi i wspaniałymi, ale jednak - obcymi - ludźmi. Dopiero przy jednej z kolacji olśniło mnie, kiedy wspaniale gotująca gospodyni podzieliła się z gośćmi sposobem na odświeżenie ciasta drożdżowego tego wieczoru: skropiła je mlekiem i wstawiła na chwilę do piekarnika. Wtedy jeden spośród panów zażartował niewyszukanie do żony 'no tak, piekarnik w domu mamy, mleko też by się gdzieś znalazło, tylko ciasta u nas nigdy nie było'. Tada! A więc to takie domy i tacy państwo przyjeżdżają na turnusy świąteczne.

To są ludzie, którzy przed czymś uciekają, tak to zobaczyłam. Może przed smutkiem lub samotnością, może przed nieumiejętnością lub trudem organizacji? A właściwie, to wcale nie uciekają a raczej garną się. Garną do innych ludzi, aby tam dostać to, czego inaczej nie potrafią sobie ofiarować? By gdzieś odnaleźć magię świąt i wspólnotę, namiastkę rodziny. A może bardziej prozaicznie, by zasmakować choć w święta w domowym, tradycyjnym jedzeniu? Wybierają taki sposób bo ich alternatywa jest gorsza. Rozumiem ich. Ja tę alternatywę mam i to nie przymierzając - wspaniałą!

A może po prostu - tak jak my - chcieli raz zobaczyć, jak to jest tak po prostu wyjechać?


Nie chcę przez to powiedzieć, że osoby które nam towarzyszyły były w jakiś sposób nieszczęśliwe. Nie wyglądały na takie :) Były jednak zdecydowanie w innym miejscu swojego życia, innym niż my teraz. Z małymi dziećmi, domowym zapleczem, które tak rozsądnie budujemy oboje wierząc, że dom i rodzina to podstawa wszystkiego. Dom, w którym tak po prostu - dobrze nam ze sobą. Po co od tego uciekać? Zrozumiałam to dzięki temu wyjazdowi i z tego powodu się opłacało! Jak mi za 11 miesięcy przyjdzie ochota narzekać na nawał przedświątecznych przygotowań, przypomnę sobie nasz turnus i siebie bliską płaczu w przedwigilijny wieczór, błąkającą się po Ciechocinku w poszukiwaniu sernika, który smakowałby cokolwiek jak mój domowy...
 

Tak bardzo brakowało mi mojego domu, zapachu choinki, ciepła, ciasta piernikowego zawsze na podorędziu w lodówce.

Odpoczywałam ale nie odpoczęłam. Świętowałam ale nie czułam świąt. Byłby to wspaniały pobyt w cudownym pensjonacie, gdyby nie przypadł na okres Świąt Bożego Narodzenia. A przynajmniej nie teraz. Może za 10, może za 20 lat? Wrócimy tam z pewnością, tyle, że w innym terminie :)






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...