czwartek, 4 lutego 2016

Do siedmiu razy sztuka


W ciągu ostatnich czterech lat, Białkę Tatrzańską odwiedziliśmy siedmiokrotnie w okresie zimowym. Mieliśmy zawsze ogromne szczęście do pogody; znajomi żartowali nawet, że powinni robić rezerwacje na ten tydzień, w którym będziemy w Białce, bo wtedy na pewno będzie śnieg. Przyjeżdżaliśmy - zaczynało sypać, odjeżdżaliśmy - topniało. Pogoda jak na zamówienie.

Ale dobra passa się skończyła. 

Jak zwykle już we wrześniu rezerwowałam telefonicznie nasz duży apartament Białczański, mogący pomieścić sześć osób. Wybrałam drugi tydzień Małopolskich ferii, bo obstawiałam, że pod koniec stycznia to przecież śnieg musowo będzie. A tu w drugim tygodniu ferii do Białki przyszła wiosna. Na nartach zdążyliśmy pojeździć trzy razy, potem albo padał deszcz albo śnieg ostały na stoku był tak marnej jakości, że strach było się wypuszczać na muldy z dziećmi.

Dogorywaliśmy w pensjonacie odwiedzając stare kąty: a to kulki w Nowym Targu (Małpi Gaj) a to łyżwy w Białce, a to basen (Kąpielisko Miejskie w Nowym Targu - wspaniała alternatywa do przeludnionych [szczególnie w deszczową pogodę] term Białczańskich), a to zjazdy na oponach U Chramca. Dotrwaliśmy do piątku ale dłużej nie było sensu siedzieć. Z ulgą wróciłam do domu i odebrałam zwierzaki z hotelu. Westchnęłam nad sucharem i owsianką i z niechęcią policzyłam powakacyjne kilogramy na wadze [za dobrze tam gotują!].  

Przejedzona, zmęczona, zblazowana. Białka mi się przejadła po prostu i żadnej w tym winy Białki nie było. Po prostu nadszedł czas na zmianę. Dobrą passę "białej Białki" oddaję w inne ręce, niech Białka cieszy niezmiennie, bo rzeczywiście ma czym. A my pewnie za jakiś czas znowu zatęsknimy do wspaniałej atmosfery narciarskiej stolicy Polski. Czas wybrać się w nieznane... 













 













Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...