piątek, 15 marca 2013

Od pół roku jestem samotną matką


Od ponad pół roku jestem samotną matką.

Nie, męża się nie pozbyłam, po prostu wybył nam tatuś na większy projekt do Londynu. Naprawia im miasto od spodu :) Wyjeżdża i wraca - na chwilę. I znowu wyjeżdża.

Przyzwyczaiłam się do samotności, do radzenia sobie ze śniegiem, skutą lodem bramą, z awariami, z wypadkami i pilnymi zleceniami. Z obowiązkami i samodzielnością; przywykłam do liczenia tylko na siebie. Właściwie chyba zawsze tak było, na pewno od kiedy przestałam pracować zawodowo w korporacji trzy lata temu. Ja mam na głowie dom, On kolekcjonuje środki na jego utrzymanie. Jest fair. Teraz po prostu fizycznie brakuje kogoś, kto choć na chwilę by mnie zastąpił. Wyręczył. Umożliwił wieczorny spacer z psem w samotności, poczytał ze Starszym lekturę, kiedy Młodsi czytają ze mną, wstał o szóstej z łopatą gdy śnieży i odgarnął drogę przed domem. Skoczył do sklepu po bułki i mleko, bo zabrakło. Choć raz na jakiś czas :)

Nie przyzwyczaiły się do nieobecności Taty dzieci. Pytają, płaczą, wypatrują i odliczają tygodnie do Jego powrotu. Szczególnie te młodsze. Myślę, że Londyn długo kojarzyć Im się będzie ze smutkiem rozstań. Najgorsze są choroby, a te wyjątkowo u nas ostatnio szczodre. Kiedy jedno czy drugie dziecko z gorączką, nie ma bata - musi jechać z nami odwieźć Kubę do szkoły, ze szkoły, do sklepu, ze sklepu i znowu do szkoły, ze szkoły, na piłkę, na basen... Boję się zostawiać dzieci same w domu, nawet na chwilę, nie po tym jak złodzieje weszli do nas jak do siebie podczas naszej obecności.

Na szczęście wiosna już za płotem, kończy się [mam nadzieję!] zmaganie ze śniegiem [zacznie z kosiarką, hihi], śliskie drogi na naszych wzgórzach odejdą w zapomnienie, odbiorę samochód z blacharni, pojedziemy na święta do Pragi i znów będzie dobrze. Chociaż na trochę.

A wszystkim samotnie wychowującym Matkom (i Ojcom) czapki z głów, panowie i panie! A tym, co mają męża, żonę - jak wam przyjdzie ochota ponarzekać to wyślijcie partnera na miesiąc w nieznane. I radźcie sobie sami. Nie przez dzień, dwa, czy nawet tydzień ale ciąąąąągle. 

Zdjęcia ze szczególnie ciepłymi pozdrowienia dla Taty - czekamy z utęsknieniem :)







56 komentarzy:

  1. cudne zdjecia!! juz obserwuje zapraszam i do nas :* pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ dziewczyny zaczęły się od siebie bardzo różnić! Niesamowite, jak dorośleją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są inne, pod chyba każdym względem oprócz ciekawego koloru oczu, ni to zielonego ni to szarego i u obydwu identycznego, choć oczy innego kształtu więc inaczej światło w nich pracuje :)

      Usuń
  3. A ja przed Tobą czapkę z głowy...
    Mój mąż wraca do domu z pracy i jest. A i tak jest ciężko. A bywa bardzo.
    Bardzo Cię podziwiam i przesyłam trochę naszego dzisiejszego słoneczka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słoneczko i za dobre słowo :) Bardzo mnie wzruszyłaś. U nas też bywa ciężko, oj bywa. Pamiętam pewien mroźny i śnieżny styczniowy poranek i siebie zlaną potem po rundce z łopatą, probującą wbić w kombinezony czwórkę głodnych, zaspanych dzieci, w tym dwoje płaczących z gorączką, i siebie w tym wszystkim wściekłą na cały świat tak bardzo, że i ja się rozpłakałam.... Do szkoły się spóźniliśmy ale potem było już tylko lepiej. Katharsis :)
      Pozdrawiam z zasypanego Krakowa.

      Usuń
  4. Ale cudowny blog :):) dzięki Julitce powyżej się tu znalazłam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki temu wpisowi trochę bardziej zrozumiałam te samotne matki (mniej czy bardziej). Dzięki :)
    ps ależ One się różnią ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie rozstania mają też dobre strony, nie przeczę. Mamy z mężem okazję naprawdę się za sobą stęstknić i... docenić gdy tej drugiej osoby zabraknie :) No i mamy w perspektywie jednak powrót i wspólne dni. Samotne matki tego nie mają i właśnie dlatego tak bardzo dla nich czapki z głów.

      Usuń
  6. Pewnie niejedna mama, podziwia Cię za siłę i spokój. Wychowanie takiej gromadki dzieci, i to na dodatek w takim pięknym stylu z pewnością nie jest łatwe. Mnie nawet trudno jest to sobie wyobrazić. Nerwy mi czasem puszczają chociaż mam jedynaka:)
    Miejmy nadzieję, że to ostatnie odśnieżanie w tym roku i że wiosna nadejdzie wielkimi krokami...


    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, mnie nerwy też puszczają, zapytaj moich dzieci ile razy mama na nie nakrzyczała :( Jestem od Nich bardziej wymagająca kiedy jesteśmy sami, sprzątają sami, ubierają się sami, karmią zwierzaki, czasami mają już chyba tego dość bo wczoraj w rozmowie z Tatą na skypie Gabryśka zapyatała, czy nie można by wysłać Mamę do Londynu a żeby Tata wrócił do nich :)

      Usuń
  7. Ja tez samotna od stycznia i tez z powodu pracuacego zagranica meza...
    z tym e u mnie jedno dziecko, wic chyba nie mam prawa nazekac?;-)
    ale na podkrakowskiej wiosce czuje sie czasami jak krolewna na wiezy zamknieta...
    eh, byle do wiosny ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno czy czwórka, samotność i odpowiedzialność odczuwa się tak samo. Trzymaj się i byle do wionsy :)

      Usuń
  8. jeszcze zanim dolaczylysmy w Szwecji do męża też zylismy na 2 domy, widywalismy sie chyba stosunkowo czesto bo maxymalnie co 2 tygodnie. ale ja mialam wowczas tylko jedno dziecko.. problemy zaczely sie gdy ciaza przykula mnie do łózka ... życze zeby ten czas minął wam jak najszybciej, słonce roztopilo śnieg i wszelka zaraza was opusciła, oby do lata :) bo wiośnie to ja nic a nic nie wierze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby do lata w takim razie :) Mnie wionsa też oszukała, nasadziłam krokusów i tulipanów w donicach przy pierwszych cieplych dniach a potem przyszedł mróz i śnieg, pewnie nic nie przeżyło...

      Usuń
  9. Doskonale cie rozumiem, mojego męża nie było tydzień, ale akurat wtedy gdy był powrót zimy (witaj odśnieżanie, palenie w piecu ), do pracy, do przedszkola i z powrotem, zakupy, obiady itd
    Ale tylko tydzień..... a dla mnie aż tydzień....
    We dwójkę łatwiej nawet jeśli nie zawszesię zgadzamy ....
    Podziwiam Cie !!!

    Ps ładne portrety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We dwójkę łatwiej, prawda :)

      Usuń
    2. Ale u Was za to w większym gronie weselej :)

      Ps zapraszam na wiosenne granie u mnie

      Usuń
  10. Pewnie nic nie pomogę, ale przytulam wirtualnie i podziwiam :))

    OdpowiedzUsuń
  11. To ja po te bułki i mleko skoczę i przyniosę o 6.30... Z wielką ochotą i radością zostanę z Mniejszymi na czas transportu Większego do szkoły i zakupów po drodze. Zrobię naleśniki, pierogi i dobre ciasto upiekę... Oj, gdybym mieszkała bliżej... Oj, gdybym była na emeryturze... Dzielnej Mamie trzeba pomóc. Tak przynajmniej wtedy, kiedy dzieci chorawe, kiedy zimno na dworze i kiedy Mniejszym się nie chce rano wyjść z domu. Oj, jaka szkoda, że nie mogę :(. Mama dwóch panienek. PS. Do emerytury jakże daleko... Najdzielniejsza Kobieto! Życzę, aby to co trudne - stało się proste, to, na co czekasz szybko się spełniło. Wszystkiego Dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj wiem kochana jak ciezko, bo tez przez to przechodzilam jak dzieci byly male:) Z tym, ze tylko dwoje wiec jednak latwiej:) Trzymaj sie dzielnie, wiosna juz jednak puka do drzwi wiec bedzie lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Karina! dzięki ci za ten wpis. Łza mi się zakręciła w oku, bo napisałaś wszystko co sama czuję. I wybacz co teraz napiszę. Czasem "nienawidziłam" twoich słodkich wpisów patrząc na to co się dzieje u nas. Zdawałam sobie sprawę, że to tylko urywki, że często bywa naprawdę fajnie i że są to chwile których wartość jest bezcenna dlatego, że są, a jednak zastanawiałam się też jak to możliwe, że ty tak możesz a ja nie. I wkurzałam się okropnie. Wg mnie samotne macierzyństwo czy rodzicielstwo ogólnie to jedno z najtrudniejszych doświadczeń życiowych, wtedy gdy masz świadomość, że nie ma tej drugiej osoby za twoimi plecami, która wesprze gdy upadamy i konamy ze zmęczenia lub bezsilności, a ty musisz odpowiadać za czwórkę małych ludzi. U mnie samotność jest troszkę inna, zwykle w tygodniu są 3-4 dni kiedy mąż w W-wie albo gdzieś indziej. Po kilku próbach załatwiania czegoś w grupie odpuściłam i jednak przestałam udawać gierojkę. Pomogła mi w tym mama. Nie, nie bawi dzieci od rana do wieczora, bo sama jest pracoholiczką a i tata wymaga opieki, ale kazała (!!!) znaleźć nianię i sfinasowała ją. Bez niej moja egzystencja byłaby mocno utrudniona. Jasne, że są rózne poglądy na zatrudnianie niani, że krzyczą co niektórzy, że po co ci było dziecko skoro ktoś inny je wychowuje etc... tak czy inaczej gdyby nie niania, to w sezonie chorobowycm pracowałabym tak z tydzień w miesiącu.
    KArina! zastanów się może jednak warto przemyśleć wersję, że ktoś ci pomaga.... gdy nie ma męża. I nie chodzi tu o bieganie na tzw ksiuty, ale o te codzienne czynności, zawieźć przywieźć kupić. Przypomnienie o zakupach z czwórką na pokładzie do tej pory wpisuję w rejestr najgorszych chwil w życiu :)
    Trzymaj się kochana!
    Kika
    ps. organizuję "przerzut". Zadzwonię jak tylko ustalę co gdzie kiedy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kika, dzięki za to, co napisałaś. Smutno mi się zrobiło, że mogłaś przeze mnie czuć się okropnie. Mam już tak, że nie lubię pisać/pokazywać słabości, gorszych dni. Kiedy jest źle - nie piszę. A nie piszę często więc... wiesz :)

      W założeniu to moje miejsce tutaj ma być fajnym wspomnieniem. Dla nmnie pprzede wszystkim. Dlatego przeważnie piszę o rzeczach, o jakich chciałabym pamiętać za rok, dwa, czy pięć. Są też smuteczki ale jest ich zdecydowanie mniej, tak jak – ogólnie – w życiu. Choć czasem nam się wydaje, że jest ich cała masa...

      Z chęcią wracam sama do własnych historii i zdjęć sprzed kilku lat i podnosi mnie to na duchu. Wiem, że nie wszyscy to lubią, dla niektórych blog jest formą rozładowania emocji, wykrzyczenia światu jak nam źle i usłyszenia od kogoś komentującego, że będzie dobrze, że to ok tak czuć, nie jesteś sam/a. Ja jestem typem samotnika, kiedy mi źle zamykam się w sobie, w czterech ścianach, nie ciągnie mnie do uzewnętrzniania ani przed bliskimi ani przed światem. Za to kiedy mi dobrze, lubię "chwalić" się swoim szczęściem. To tak w ramach wyjaśnienia, żebyś już nigdy nie myślała o sobie gorzej. U nas jest tak samo, tylko ja wybieram o tym nie pisać.

      Cd. ponizej

      Usuń
    2. Co do pomocy. Hm, sprawa niby prosta a jednak nie do końca. Przekleństwem nowych osiedli, takich jak nasze, budowanych gdzieś w polu bez możliwości dojścia chodnikiem od przystanku, czy najblizsego centrum jest tzw. pustynia zawodowa. Tzn. nie mieszkają tu emeryci, babcie, ciocie, czy studentki poszukujące możliwości dorobku. To miejsce, dokąd śmigają w tę i wewtę szybkie samochody zapracowanych młodych ludzi, rozwożących rano dzieciaki i siebie po placówkach i znów wracających wieczorem na sen. W ciągu dnia jest nas tu zaledwie kilka, młodych mam.
      A mi potrzeba by było kogoś tylko doraźnie, na godzinę rano i godzine popoludniu góra. Nikomu nie opłaci się przyjeżdżać z daleka na takie coś, a z bliska nie ma kogo wynająć.
      Na pełnoetatową nianię nie zgadzam się z prostego powodu: jakiś czas temu, kiedy zaczęłam pracować jako tłumacz i zostałam po prostu zawalona obowiązkami, usiedliśmy z mężem i dokonaliśmy wyboru. Nie dawałam sobie rady z ogarnięciem chałupy, pracą i jeszcze wychowaniem czwórki malutkich dzieci. Skończyło się na tym, że etat okroiliśmy do minimum, także teraz jest to zaledwie kilka godzin w tygodniu, a z resztą ustaliliśmy wybór niania albo pomoc do sprzątania. Z premedytacją wybrałam to drugie i od dwóch lat mam super Panią, która w zasadzie utrzymuje mój dom w porządku raz na tydzień. Ja wybrałam dla siebie lepszą opcję: spacery z dziećmi i zabawę z nimi, bo wolę korzystać z życia z wlasnymi dziecmi i placic komus za latanie ze szmatą niż odwrotnie - zeby ktos KORZYSAL z super czasu z moimi dziecmi [i dostawał za to wynagrodzenie] a ja w tym czasie miałabym jezdzic na szmacie??? O, nie! Ja naprawde lubie spedzac czas ze swoimi dziecmi!!!

      Poza tym moje dzieciaki są starsze od Twoich, zobaczysz jak Twoje będą miały cztery lata jak dużo łatwiej Ci będzie. To już nie są maluchy, którymi trzeba się non stop zajmować. One czasami „znikają” mi na godzinę bawiąc się u siebie bez problemów (czytaj bez strasznych kłotni, tych mniejszych nie liczę), posprzątają po sobie w miarę, ubiorą się, wykąpią same, wymyślą nową zabawę, nawet wspólne zakupy są do zrobienia, szczególnie jak każdy dostanie koszyk i idzie polowac na jogurty, banany, ‘mlećko’ itd. Dla mnie teraz jest jest najlepszy czas z możliwych – kiedy niby są jeszcze małe więc dadzą się wyściskać i wspinają się na kolana ale już można z nimi podyskutować jak ze starszymi, czegoś się dowiedzieć, nauczyć. Nie spieszy mi się, żeby cały dzień były w przedszkolu, bo to przecież też jest opcja, mogłyby pójść. Tylko że ja nie chcę, one na razie na szczęście też nie (tzn. Gabryśka to by pewnie i chciała ..). Może ciężko to zrozumieć ale dobrze mi tak jak jest, nie pisałam po to, żeby ktoś się nade mną litował. Samo wyszło jako opisanie sytuacji, w jakiej chwilowo jesteśmy, że nie wyszystko tak łatwo przychodzi, każdy z nas płaci jakąs cenę – On rozłąką i ciężką pracą, ja rozłąką i ciężką pracą, każde z nas innego rodzaju ale jednak. A że czasami przydałby się ktoś do pomocy, cóż, mężowski projekt w Londynie nie będzie trwał wiecznie. Jak znam życie, jeszcze nie raz będę Go chciała do Londynu w duchu wysłać :)))

      Pozdrawiam.

      Usuń
  14. A może kochana przemyśl sprawę drobnej pomocy... Przyszło mi to do głowy, bo moja środkowa pociecha (gimnazjalistka) pracuje właśnie jako 'dama do towarzystwa dla dzieci'. Dzieci ją uwielbiają, bo ma dużo energii i pomysłów. Gdybyś miała kogoś takiego, na dwie godzinki, ze dwa razy w tygodniu - mogłabyś troszkę odsapnąć. Zrobić tylko coś dla siebie, cokolwiek, co sprawia Ci przyjemność (żadne prasowania, ani sprzątania, to czynności zakazane). Myślę, że szybko odzyskałabyś równowagę. Jesteś bardzo bardzo pracowita, ale też chyba nigdy nie pomyślałaś żeby się za to nagrodzić… Przecież wszystko ogarniasz śpiewająco! Tak Ci radzę i sobie przy okazji, bo i ja staram się bardzo, a i tak często kończy się kompletnym wyczerpaniem +gniewem i krzykami, co w prostej linii prowadzi do poczucia winy. Nagradzamy nasze dzieci za coś, co dobrze zrobią, chwalimy je, a my to co?? Ściskam Ciebie i może trochę pocieszę, że dzieci z każdym dniem będą samodzielniejsze i czasu wolnego będzie troszkę więcej. Tak czy tak jesteś moją ulubioną Mamą i czapkę z głowy ściągam i mogę Ci zawiązać buty że tak pięknie sobie radzisz, całuję. Iza/gdynia.inc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Izo, dziękuję za tę 'ulubioną Mamę' i za czapkę z głowy i te buty :)
      Proszę przeczytaj moją odp. do Kiki powyżej.
      A takie dziewczyny gimnazjalistki to rzeczywiście super sprawa dla dzieciaków! My też mamy takie dwie, które dzieci UWIELBIAJĄ! (pozdrawiamy, jak nas czytacie, J. i N.) i spotykamy sie jak najczęściej się da.
      Serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  15. Rozumiem ideę kolekcjonowania tylko tych dobrych chwil... :)
    Ja też staram się nie pluć jadem u siebie na bloxie :)
    Rozumiem twoje wybory... choć muszę przyznać, że gdy maluchy były mniejsze to czasem wolałam je zapakować do wózka i wysłać z nianią w siną dal... ta chwila ciszy gdy siadałam z kawą na fotelu była dla mnie bezcenna... no a po chwili niestety do garów...
    Mam nadzieję, że uda nam się zgrać i spotkamy się w czerwcu w Kołobrzegu albo Sianożętach :)
    Kika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziecie w Sianożętach w czerwcu? W takim razie robimy najazd trojaczków plus jeden na Zachodniopomorskie :) Do zobaczenia.

      Usuń
  16. No i ja tu trafiłam.. przypadkiem,a może i nie.. cudny wpis.. ja na szczęście męża mam przy sobie.. pozdrawiam.. dziewczynki śliczne... zapraszam do mnie..

    OdpowiedzUsuń
  17. Hmmm...pamietam jak dzieciaki były małe...zaspy, snieg, wózek... Sliczne śa te twoje dziewczynki...pozdrawim ciepło

    OdpowiedzUsuń
  18. Witam, wydawało mi się, że tylko w mojej rodzinie samotne wychowywanie dzieci to przekleństwo, klątwa jakaś. I czytając teraz Twój post (a jestem tu po raz pierwszy o! zgrozo! DLACZEGO dopiero teraz?) wstyd mi za siebie, bo ja też sama ale co dwa-trzy tygodnie męża mam, na jedną noc, dwie, czasami trzy z rzędu. Odkąd jest Agatka, to jego druga taka praca na wyjazdach. A ja narzekam. Fakt, mam powody, chociażby samotny pobyt w szpitalu z córką, gdy spałam na podłodze i mnie przewiało, nie miałam NIKOGO bliskiego do pomocy aby chociażby przywiózł mi obiad i zmuszona byłam prosić znajomych, bo mąż wrócić nie mógł. Albo wtedy, kiedy auto stanęło, Agatka w gorączce, do najbliższego sklepu kilometr, apteka jeszcze dalej, w portfelu cienko, by taxi wzywać, a lekarze na domowe wizyty niechętni... i cuduj Babo SAMA! I te samotne noce, gdy cały dom pusty tylko my dwie bezbronne,a dom echo niesie i strach w okno spojrzeć...
    A Ty z czwórką dzieci... A moja siostra z dwójką dzieci też co dwa miesiąca męża na chwilę ma tylko. I Wy chyba rzadziej narzekacie niż ja. Chociaż też hojraka udaję nie raz, nie płaczę przy córce, mężowi ukrywam co nie co, nie zawsze mówię, jak mi źle i niedobrze... ale zgrzeszyłam chociażby myślami, że ja taka biedna i nieszczęśliwa. I już wiem, że nie ja sama i mimo, że trochę raźniej się zrobiło, to jednak tak mi żal nas wszystkich Samotnie Wychowujących Mam. Powinni nam pomniki stawiać ;P hehe Z miłą chęcią zostanę u Ciebie na dłużej. Pozwolę wziąć sobie Twoje - Wasze życie na wzór, żeby aż tak nie rozczulać się nad sobą.
    p.s. zwłaszcza, że naszego rozstania kres nadchodzi w święta i potem już razem, bo już spakowana czekam aż mąż zabierze nas do siebie. Nie wytrzymałam tej rozłąki, a skoro można do niego i przy nim, to czemu nie. Ten komfort mam, że nie dzielą nas granice państwa. Chodź decyzja o przeprowadzce i tak nie była łatwa...

    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę więc wszystkiego dobrego w nowym miejscu i powodzenia z przeprowadzką!

      Usuń
  19. moj maz zmarl...nigdy do nas nie wroci...

    OdpowiedzUsuń
  20. Tak się zastanawiałam, co u Was tak cicho... ;)

    Chyba sobie ten wpis wydrukuję i włożę do portfela. I będę czytać, kiedy będzie mi się wydawało, że nie mam już siły... Jakiś czas temu, kiedy Kuba miał może 3 miesiące, i przed moimi oczyma stanęła wizja życia osobno. Póki co zawieszona, ale nie całkowicie wykluczona. Ja co prawda mogłabym wówczas liczyć na ogromne wsparcie Dziadków (obiektywnie pewnie fizycznie większe niż obecnie daje mi Twórca), ale obie wiemy, że to nie o takie wsparcie chodzi.

    A jeśli mowa o dodatkowych obowiązkach, tych "poza rodzicielskich"... Jesteśmy z Twórcą zgodnie z natury bardzo leniwi. Nie zdecydowalibyśmy się na mieszkanie w domu, przy którym musielibyśmy sami odśnieżać czy kosić trawę. Do najbliższego sklepu ma być maksymalnie 5 minut piechotą, do centrum 15 minut jazdy w korkach :) Typowe mieszczuchy. Tym niemniej wciąż mamy wiele wspólnego, Droga K. Też myślę, że taki podział jest fair, niezależnie od powszechnej nagonki na "powrót mamy do pracy". I choć czasem mi się wydaje, że to On ma łatwiej, nie zamieniłabym się!

    Bardzo dziękuję za wpadnięcie do nas i zaproszenie do siebie. To jeden z niewielu blogów, które po ostatnim wietrzeniu sieci pozostawiłam w ulubionych.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo cierpliwości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też pozdrawiam i też uwielbiam do Was zaglądać. Śliczne dzieci, śliczne fotografie i fajna rodzinka :) Pozdrawiam.

      Usuń
  21. Dziękuję za wpis.Rzadko komentuję,choć nieustannie podziwiam...Moj małżonek od 4 miesięcy uczy się do egzaminu specjalizacyjnego,a ja mam wrażenie,że jestem samotną matką bliźniaków...Chylę czoła przed tobą,bo mój Szanowny w chwilach mojego kryzysu oderwie się od ksiązek i uśpi rozkrzyczane towarzystwo. Gdyby go permanentnie nie było w domu-zwariowalabym.Ogromne wyrazy szacunku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia dla męża na egzaminie i dla Ciebie na codziennych egzaminach w Twojej pracy bliźniaczej! Ściskam.

      Usuń
  22. Kurcze ale dziewczynki się różnią od siebie. Tak na nie spojrzałam i z bliska są zupełnie inne. Inny kształt twarzy,oczu,ust,nosa. Ciekawa jestem jak się będą zmieniać z wiekiem i czy jako starsze dziewczęta będą bardziej podobne ;) Ja z moją siostrą byłyśmy jako dzieci prawie identyczne mimo różnicy wieku, natomiast teraz rysy nam się zmieniają i już nikt nas ze sobą nie myli ;) U Was może być odwrotnie,chociaż różnie to się te geny mieszają ;)
    Co do pomocy. Moja siostra ma trójkę dzieci- starszy syn jest mniej więcej w wieku Kuby,córka w przedszkolu i młodszy syn obecnie 6 miesięcy. Mąż pracuje w terenie.Długo rozmyślała jak pogodzić opiekę na niemowlakiem i jazdy do/ze szkoły i przedszkola. Tym bardziej,że teraz zima i ubieranie dzieci w tą i z powrotem bywa irytujące :) Myślała,myślała i wymyśliła. Zatrudniła dziewczynę (młodą,chyba jakąś studentkę),która zaprowadza i odbiera starsze dzieciaki ze szkoły i przedszkola. Od czasu do czasu zrobi po drodze jakieś zakupy. Siostra zadowolona bo córka często choruje jak to bywa w okresach przedszkolnych więc nie musi się z dwójką maluchów tłuc do centrum po starszego.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ubieranie dzieci bywa irytujące i oczywiście jest pewną uciążliwością. Ja jednak zawsze staram się (nie zawsze wychodzi) patrzeć na to z perspektywy własnych, wcześniejszych doświadczeń. Kiedy cztery lata temu codziennie musiałam wyprawić czwórkę maleńkich dzieci o 7 rano, jedno do przedszkola, trzy do żłobka, siebie jakoś "zrobić" do pracy, potem z tej pracy biegiem odebrać wszystkich przez 18-stą, pół-przytomną ze zmęczenia ugotować jakąś ciepłą strawę dla rodziny, ogarnąć jakoś dom, pranie, mleko na nowy dzień, "spanie" (z przerwami na karmienie, naturalnie) i od nowa. Brrrr, aż mnie ciarki po plecach przechodzą na wspomnienie TAMTEGO kieratu i zmęczenia materiału. Pisałam kiedyś, i nadal podtrzymuję tę tezę, że komfort 'siedzenia w domu' z dziećmi docenić w pełni może tylko ktoś, kto przez wiele lat będąc matką w tym domu nie siedział! Młode kobiety powinny obowiązkowo pracować przez rok po porodzie a potem miec możliwość powrotu do domu na macierzyński. Ile by nas nagle zmądrzało! To całkiem inne odniesienie, kiedy się pracuje. Pomyślcie czasem o tym mamy domowe, o 18 wieczorem, kiedy Wasz dzien juz sie konczy i wszystko w miare za Wami, że o tej porze matki pracujące własnie wracają do domów i dla nich się wszystko ZACZYNA. W ciągu najbliższych 3-4 godzin one i - w założeniu - ich mężowie muszą zrobić wszystko to, na co my miałyśmy cały dzień. Etat nr 2.

      Dobra, rozpisałam się niepotrzebnie, temat był już przerabiany tutaj: http://triplets.blog.pl/2010/05/06/we-wtorki-o-czternastej/

      W porównaniu z tamtym czasem, teraz mam luuuuuuuzik. Jak już odwieziemy Kubę, zrobimy zakupy to co mamy do zrobienia? Wracamy do cieplego domku, odpalamy bajki na godzinkę, ja robię kawkę, śniadanko, zasiadam do stołu i życie! Mam cały boży dzień na zrobienie prania, ugotowanie czegoś, potem maluchy śpią, ja robię tłumaczenie lub nie, jak nam się zachce to wsiadamy w auto i gdzieś jedziemy, jak nie to nie. Na co tu narzekać? Że muszę... ubrać dzieci i wozić ze sobą? Sama widzę, że brzmi to trochę na wyrost.
      Pozdrawiam

      Usuń
  23. bardzo cieszę się, że tu trafiłam...niezwykle urocze, mądre i przytulne miejsce...

    ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  24. Jesteś wielka:) Pozdrawiam całą gromadkę:))

    OdpowiedzUsuń
  25. Z uwagą przeczytałam wszystkie powyższe komentarze(sama nawet napisałam jeden o uczącym się mężu).I tak siedzę i sobie myślę,myślę i myślę...I tak mi źle z moimi odczuciami.Mam za sobą ciężki dzień-bliźniaki marudne,szarpiące mnie za rękawy,domagające się mojej wyłącznej uwagi,bijące się i gryzące wzajemnie i spychające się z moich kolan i ja pomiędzy nimi -zirytowana,usiłująca "ogarnąć dom".Powiem szczerze,że mam dość!Z utęsknieniem czekam na poniedziałek i powrót do pracy i źle mi z tym,że tak właśnie się czuję.No bo chyba nie powinnam?Jak Ty Karino radzisz sobie ze swoją własną irytacją i zmęczeniem?Jak radzisz sobie z agresją wśród dzieci?Bo ja mam TYLKO bliźniaki,ale po dzisiejszym dniu mam serdecznie wszystkiego dość...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale sobie nie radzę ze zmęczeniem i irytacją tym bardziej. Idę na skróty jak trzeba, nie daję rady ogarnąć wszystkiego więc odpuszczam. Dom, gotowanie, gości, rodzinę, siebie, różnie, coś przeważnie... Nie wiem, nie umiem Ci doradzić co zrobić bo u mnie jest/było tak samo. Dzieciaki walczyły ze sobą zajadle jeszcze rok temu. W tym wieku już minęło, dogadują się, trzymają razem. Ale ojej, pamiętam jak się gryzły, szarpały za włosy, popychały byle być pierwszą/ym. Ciągły ryk o wszystko. Ile mają Twoje bliźniaki? Mam nadzieję, że dziś już trochę lepiej. Trzymaj się, ściskam. Każda z nas ma dosyć, to są momenty, wiem, że ich czasem dużo ale będzie lepiej, zobaczysz.

      Usuń
  26. Wiesz, że po twojej notce jakoś mi inaczej w głowie się poukładało. Czy to jakis przełom w moich dzieciach nastąpił, czy we mnie... nie wiem, ale jest mi jakoś lepiej. Pewnie, że wciąż szaleją, skaczą po kanapie i z kanapy, biegają jak opentani, popychają się, rozlewają picie, samodzielnie ściągają pieluchy z zawartością, spychają z kolan, włażą na głowe gdy na chwilę przyjmę pozycję horyzontalną, ale cos jest inaczej....
    wiesz ja też odpuszczam, ale już siebie więcej nie mogę... czekam na odbicie się od dna... może to własnie o to chodzi, ta zmiana że wydaje się, że już nie można niżej upaść, teraz może tylko w górę... tyle że jak w nurkowaniu wynurzanie trwa dwa razy dłużej niż zanurzanie, czyli jeszcze trochę to potrwa :)
    ps chyba nie damy rady odebrać wozu przed świętami...
    Kika

    OdpowiedzUsuń
  27. I o to chodzi, aby Tobie było lepiej! Tak trzymać. A z wozem jakoś się umówimy jak śniegi stopnieją...

    OdpowiedzUsuń
  28. Podziwiam... ja bylam sama z jednym dzieckiem... po 7 latach takiej wlasnie samotnosci, siedmiu zimach z odsniezaniem, siedmiu latach z koszeniem ;) energie się wyczerpały....oddaliliśmy się od siebie na tyle zeby dojrzec do decyzji o rozstaniu. Podziwiam Ciebie, zyczę sily i wytrwania! I niech Twoj mąż czym predzej stamtad wraca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że ułożyliście sobie życie na nowo po rozstaniu. Dziękuję za ten komentarz.

      Usuń
  29. mam dwójkę dzieci (5 i 9 lat) i jestem Samodzielną Mamą, ale tak na "stałe" ;) dopiero niedawno tak naprawdę się pogodziłam z tą sytuacją i dopiero teraz wiem, że zyję! przestałam obwiniać siebie i druga stronę, zaakceptowałam swoje życie i co jest bardzo dziwne - równo z tą akceptacją moje życie zaczęło się cudownie układać. czuję się znakomicie, czuję się spełniona i czuję, że wieeeeeleee przede mną. i choć czasem ogarnia mnie chwilowe zniechęcenie i złość, że muszę sobie radzić ze wszystkim sama - to częściej czuję zwyczajną dumę z siebie:D

    ps. absolutnie Cię podziwiam - trojaczki, wow! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...