Nasza mała drużyna wakacyjna mogłaby spokojnie robić za grupę kolonijną. Dwie Opiekunki - Matki i siódemka [w porywach do ośmiu] dzieci, hałda kanapek, butelek wody i zapasowych ubrań w plecaku, hurtowe zakupy, zbiórki, system nagradzania plusami i minusami, plany zajęć na każy dzień żeby kolonistów jakoś w ryzach utrzymać, zero komputerów, prawie zero bajek, drzewko sypiące słodyczami w wykonaniu dziadka, wieczorem ogniska, śpiew, kiełbaski i dzieci buszujące w ogrodzie... Taaakie wakacje!
Poniżej na fotach w dniu podchodów i wycieczki nad jezioro niedaleko Kościerzyny na Kaszubach. Rano po śniadaniu zostawiłam swoją gromadę pod czujnym okiem Ivo, wsiadłam na rower i szybko wykonałam trasę podchodów - dziesięć kartek z łatwymi zadaniami w postaci rysunków uwzględniających najmłodszych (np. zrób dziesięć przysiadów, zbierz pięć szyszek, zerwij cztery różne rodzaje traw), strzałki, zakręty, koperty a na końcu nagroda - żelki schowane pod kamieniem :)
Wróciłam i wyruszyliśmy. Dzieciaki bawiły się cudownie. Chodziliśmy parami wiekowymi, od najmłodszych do najstarszych, włóczyliśmy się po leśnych bezdrożach, z pieśnią na ustach, wypatrując wskazówek na ziemi. Po każdej znalezionej kopercie następowała roszada, w ten sposób każda para miała okazję prowadzić. Żelków naturalnie okazało się za mało na wygłodniałe dzieci ale już niedługo cała ferajna zasiadła na pomoście, na którym zrobiliśmy sobie kanapkowy piknik.
Nie, nie zawsze było z pieśnią na ustach. Często było krzykliwie i głośno, był płacz i marudzenie razy osiem. Ale wspomnienia magicznych wakacji pozostaną w dzieciach na zawsze. Wiem, bo nie tak dawno sama byłam tego wzrostu i pozostały we mnie obrazy biwaków i obozów harcerskich, organizowanych co wakacje przez Mamę - komendanta hufca. Zaraziła mnie miłością do wędrówek, biwakowego życia, gitary, śpiewu przy ognisku, pieczonych ziemniaków... Sama byłam później przyboczną i wziętą harcerką :)
A dla mnie? No cóż - przegadane wieczory i noce z Ivo - miodzio!
No i mamy już parę wspaniałych, przyszywanych dziadków w Gdańsku. Jaka córka - tacy rodzice, można powiedzieć :)
Boskie!! :) Ciepłe pozdrowienia dla wszystkich ślicznych buziek!
OdpowiedzUsuńDziękujemy :) Bardzo podobało mi się Twoje podsumowanie blogowania, dokładnie tak samo czuję. Często dopiero nazwanie i opisanie/zilustrowanie sytuacji pozwala zdefiniować jak fajne bywa życie. Zbyt często takie niby-nic nie znaczące wydarzenia przeciekają przez pamięć, niby nic a przecież taki spacer, taki podwieczorek, takie COŚ się już nie powtórzy, nie będzie trwać wiecznie. Chwil łapanie lubię i doceniam tutaj na blogu :) Pozdrawiam :)
UsuńTo prawda. Pozdrawiam :)
UsuńWspaniała drużyna:) Dzieci na pewno świetnie się bawiły, a wspomnienia pozostaną na lata;)
OdpowiedzUsuńBawiły się naprawdę świetnie a Kuba od powrotu codziennie doprasza się zabawy w podchody. Jeszcze się nam nie udało, czekamy na powrót Taty z Londynu, na razie nie mam im jak "uciec" żeby przygotować trasę.
Usuńpodwójne 3 letnie trojaczki, super, zazdroszczę, choć taka kolona pewnie wymaga niezłego wysiłku :)
OdpowiedzUsuńale świetne wakacje:) będą miłe wspomnienia!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę beztroski(nawet chwilowej);-)
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńfajowo!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń