W wyniku szeroko zakrojonej (acz spóźnionej) interwencji zimy, wygoniłam z domu dzieci oraz psa. Sama pognałam za nimi z aparatem bo pojedynczne ale niezaprzeczalne płateczki śniegu zrobiły nam na osiedlu bajkowy krajobraz. A przyjemności dla duszy i pozytywnych doświadczeń nigdy dosyć, prawda?
Dwa tygodnie przerwy świątecznej minęły nam rewelacyjnie. Dzieci odpoczęły, znalazły czas na wspólną zabawę, na nudę i wynikające z niej kreatywne pomysły. Nacieszyliśmy się sobą, naładowaliśmy baterie i od jutra znowu... szkoła. Kuba już zaczął się denerwować, tiki głowy i nerwowe pochrząkiwania powróciły, martwi się na zapas średnią i egzaminem w szkole muzycznej. Trojaczki na luzie, mają wszystko w małym paluszku, zresztą umówmy się - z perspektywy czwartej klasy nauka w klasie pierwszej to jakiś śmiech na sali, nie nauka. Czy tak samo powiem o czwartej, gdy oni tam dotrą a Kuba posmakuje nauki w pierwszej gimnazjum? A może trojaki po prostu jakieś zdolniejsze są i wszystko przychodzi im tak łatwo? A może to ja odpuściłam z ciśnieniem na "Naj..."?

A na koniec dla porównania wspomnienia sprzed pięciu lat: nasza pierwsza zima w Polsce w roku 2010. Piękna, śnieżna. Sanki nadal te same, dzieci nadal te same, tylko Batona nie ma już z nami. A nowy pies tak pięknie Go przypomina...