piątek, 28 czerwca 2013
Pan Kot
Pan Kot i Pan Pies wyjeżdżają ponownie na wakacje do pobliskiego hotelu dla zwierząt. Korzystając z okazji my też planujemy wyjazd nad polskie morze. I choć będzie nam brakowało zwierzaków, wiem że i nam i Im będzie dobrze. Na pytanie jak pies i kot znoszą pobyt w hotelu odpowiadam niezmiennie, że zapytać należałoby raczej jak znoszą powrót do domu. Koledzy i koleżanki maści wszelakiej, wybieg wielkości kilku naszych podwórek, dobra opieka, czesanko, spacerki, przestrzeń, drzewa do wspinania. Taki wypad Im się należy. A nam świeża rybka u Rewińskiego :)
A jeśli już przy kotach jesteśmy - jakiś rok temu wałkując temat potrzeby kota w domu, w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że rok później będę musiała mężowi stawiać szlaban na... drugiego kota. Ot, jak Kowalski zmienił w nas podejście do sierściuchów :)
sobota, 22 czerwca 2013
St. Tropez
Na koniec kilka wspomnień wakacyjnych z Saint Tropez, ikony Lazurowego Wybrzeża. Wspomnienia miały być wcześniej, na gorąco po podróży, jednak
W każdym razie St. Tropez będąc w okolicy odwiedzić podobno wypada, ale to trochę tak jak z Zakopanem. Korki żeby dojechać, korki żeby wyjechać, tłum ludzi na każdym kroku i właściwie nie wiadomo na czym ta magia miejsca ma polegać. Pchaliśmy się tam jednak i my ;)

poniedziałek, 10 czerwca 2013
Jak było?
Szukam słów, jakimi chciałabym podsumować wrażenia z pobytu na Costa Brava i na Lazurowym Wybrzeżu.
I nie przychodzi mi to łatwo.
Do regionu Costa Brava i do Barcelony jakoś się nie przekonałam. Fajnie, ładnie ale oprócz garstki zachwytów była też cała masa rozczarowań - surowy, wietrzny klimat w maju, wymarłe, puste i zaniedbane wsie rolnicze, które gdyby nie odmienna architektura i roślinność, można by wziąć za rodzime popegeerowskie końce świata z tej części Europy. Plaże z grubym, ciemnym piaskiem, oblepiającym wszystko brudną warstwą błota. Wiatr, wiejący wiatr i ciągle wiatr. Karłowata, pustynna roślinność przypominająca dzikie krajobrazy z Nowego Meksyku z podróży po Stanach. Nadal mam wielką ochotę poznać prawdziwą Hiszpanię. Inną, zieloną, słoneczną, kolorową, upalną, może bardziej południową, może po prostu w innej porze roku. Kiedyś na pewno.
A Lazurowe Wybrzeże? Dużo w nim kontrastów. Urocza, przepiękna kraina, lazurowe morze i cudne miasteczka, a przy tym wszystkim szorstkość, często wręcz niegościnność ludzi, na których mieliśmy (nie)szczęście trafić. Być może to zbieg okoliczności, może za mało tych doświadczeń, za dużo uogólnień, w każdym razie niewystarczająco dla mnie, by wyciągać wnioski. Mam potrzebę, aby kiedyś tam wrócić i sprawdzić, czy rzeczywiście tak wieje tam chłodem ;)
Zresztą dostajesz to, co dajesz. Może to w nas tym razem więcej było chłodu i rezerwy, stąd w zamian otrzymaliśmy podobnie?
Bezsprzecznie jednak widoki, jakie ma do zaoferowania Lazurowe Wybrzeże
zachwycały nas odpowiednio z każdym dniem podróży. Kierując się
przewodnikiem, początkowo poruszaliśmy się turystycznie utartymi szlakami. Musieliśmy jednak zweryfikować plany poprzez obostrzenia
w postaci barierek wysokości 1,9 metra na prawie każdym parkingu i przy wjazdach
na place [w tym także parkingi przy plażach] wszelkiego typu. Nawet przy wjeździe na szeroki, otwarty parking do LIDL'a stały barierki z ograniczeniem wysokości do 2,0 m., skutecznie uniemożliwiające nam wjazd po zakupy :( Z bagażnikiem na dachu naszego amerykańskiego, rodzinnego "maxivana", nie mieściliśmy się też do żadnego podziemnego parkingu, a te sporadycznie wolne na ulicach przewidziane zostały dla aut o duuużo mniejszych gabarytach...
Postanowiliśmy więcej się nie napraszać i skorzystać z
otwartości (tej dosłownej także) pomniejszych miejscowości, jakich na próżno
szukać w przewodnikach, a których urok aż prosił się o niespieszne zatrzymanie.
Tak trafiliśmy do Cabris. Uroczego miasteczka położonego malowniczo (i nie ma w tym krzty przesady) na wzgórzach Prowansji, z którego roztaczał się przepiękny widok na nadmorskie miejscowości, i w którym nie brakowało ani przestrzeni, ani niespieszności. Bonusem był też miejscowy plac zabaw, który zaanektowaliśmy na długie godziny - obok była kawiarnia z lodami, a w plecaku, obok aparatu, przezornie spakowane książki dla mamy i taty ;)
Warto zajrzeć i zatrzymać się w Cabris.
poniedziałek, 3 czerwca 2013
Powroty są najlepsze ;)
Już w domu. Na miejsce dotarliśmy o trzeciej w nocy po blisko dwudziestu godzinach spędzonych w podróży z Insbrucka do Krakowa. Pokonanie stukilometrowego odcinka w Austrii i Niemczech zajęło nam siedem godzin. Lokalna, niemała powódź spowodowała, że woda w wielu miejscach przelewała się przez autostradę a korek przed Salzburgiem sięgał 100 km. Autostradę zamknięto. Tysiące aut (wśród nich nasze) próbowało przebić się wiejskimi dróżkami, co chwilę napotykając na zalane miasteczka, rwące rzeki i pozamykane drogi. Masakra dla nas, dzieciaki za to zachwycone - nareszcie jakaś przygoda wakacyjna! Już wiem, o czym będzie opowiadał dziś Kuba w szkole :)
Pod drzwiami domu, w środku nocy, czekała na nas niespodzianka. Kartka "Witajcie w domku" przyczepiona do torby z domowym bochnem chleba, garem bigosu, jasnym pełnym i czekoladą milką ;) Tacy sąsiedzi się jeszcze zdarzają!
A w ramach wspomnień powakacyjnych, dziś Port Grimaud. Miasto, do którego chcę kiedyś wrócić. Niewykluczone, że to idealnie rysujące się chmurki na niebie i przepiękna pogoda tego dnia naszej podróży sprawiły, że akurat w tej mieścinie Lazurowego Wybrzeża się zakochaliśmy. Ale jeśli kiedykolwiek wybierzecie się na Côte d’Azur, zajrzyjcie właśnie tam, do Port Grimaud, niedaleko St. Tropez (i w sumie lepiej tam niż do zatłoczonego i 'zakopiańskiego' St. Tropez). Warto.


sobota, 1 czerwca 2013
Subskrybuj:
Posty (Atom)