
Trafiliśmy dobrze. Festiwal filmowy w Cannes, wyścigi w Monte Carlo, woda w basenie ciepła, pogoda w miarę, przestało wiać, nie pada, nie śnieży, a dzieci nadal ochoczo [i z nieodłącznymi plecakami wypchanymi najpotrzebniejszym milionem skarbów] przemierzają kolejne miasta francuskiej riwiery utartym szlakiem poszukiwaczy plaż, lodów i placów zabaw.
Z przerwą na pizzę lub spaghetti.
A potem WC.
Prosto, jasno, przewidywalnie i jak dobrze poszukać, znajdzie się coś w każdym mieście :) W zasadzie przewodniki, jakie zakupiłam przed wakacjami mogę sobie wsadzić [do szuflady], bo w żadnym jakoś nie wpadli na pomysł opublikowania map lodziarni i placów zabaw miast Prowansji i Katalonii...
Przypadkiem całkowitym i niezaprzeczalnym, poszukiwania przybytków uciech dziecięcych odbywają się drogą okrężną i nie zawsze spodziewaną, tam gdzie oko obiektywu i instynkt podróżników nas zaprowadzą. Dlatego taka radość kiedy nareszcie uda się do celu dotrzeć i na plaży łopatkami pomachać. Typowo: coś dla nich i coś dla nas, kwintesencja podróży młodszych ze starszymi.
Ps. Mąż prosi, aby do opisu obowiązkowego szlaku podróżniczego pt. plaża, lody, place zabaw dodać jeszcze... okiennice i łódki. Ale doprawdy nie wiem, o co może Mu chodzić :)